- Na naszym podwórku
- 25 września, 2020
- Trek
Ania Tomica – Oddech na krawędzi Wyzwania sprawiają, że życie jest interesujące, a pokonywanie własnych barier czyni je wartościowym. Góry z kolei mają w sobie coś pięknego, nieuchwytnego, sprawiają, że czujesz się bliżej nieba. Dzięki Tatra Road Race miałam wszystko...
Tatra była moim wymarzonym szczytem, planowo miała być największym sukcesem. Startem, na którym będę latać i zdobędę wszystko. Z całego serca marzyłam, by wygrać ten piekielny wyścig na dystansie 120 km i 3000 m w pionie, pragnęłam nie tylko być najszybszą kobietą, ale również zdobyć koronę królowej gór.
Tak. Podeszłam zachłannie.
Taktyka
Zaczęłam się zastanawiać, jak mam jednocześnie wytrzymać tempo na tak długim dystansie i kasować ataki na premie. Postanowiłam podzielić wyścig na dwie części.
Pierwsza, zdobycie punktów, by zostać królową gór. Premii było 10, wszystkie punktowane tak samo. Uznałam, że zrobię wszystko by wygrać pierwsze 6 premii, a na pozostałych nie dopuszczę, by wygrywała jedna dziewczyna, i będę trzymać się w punktującej 3.
Poza tym planowałam oszczędzać jak najwięcej energii i nie szarpać już w drugiej połowie na wypadek, gdyby trzeba było uciekać czy finiszować na kreskę.
Rzeczywistość
Od początku szło mocne tempo, ja zaczęłam, później pałeczkę przejęła Alina, następnie Kamila, na końcówce znowu ja, na zjeździe wyszła na prowadzenie Ania S., wiedziałam, że po zjeździe jest ostra nawijka i ściana płaczu na pierwszą premię górską. Dziewczyny zaczynały atakować od samego początku, odpierałam i poprawiłam na samym końcu. Super, pierwsza zdobyta, jeszcze 5…
Po premii zostałyśmy w czwórkę. Pracowałyśmy mocno by uciec pozostałym dziewczynom. Na kolejnej premii było podobnie, dziewczyny od początku atakowały, udało mi się wygrać, znowu wspólna praca i niestety na jednym z zakrętów Kamila wypadła. Całe szczęście nic jej się nie stało, ale została z tyłu. Na trzeciej premii byłyśmy już tylko w trójkę. Podobnie, dziewczyny atakują. Mocniej niż wcześniej. Przyłożyłam za dużo siły, nie potrzebnie. Wygrałam, ale nogi zrobiły się niczym z waty. Zwolniłam, poczekałam na moje towarzyszki i kontynuowałyśmy pracę. Po trzeciej premii zaczynał się najdłuższy podjazd pod Bachledówkę, zostałam z najmocniejszymi góralkami. Alina zaczęła szarpać, a ja na moich lekko martwych nogach miałam coraz większy problem się utrzymywać. Dziewczyny to zauważyły i wykorzystały.
Samotna pogoń
Probowałam gonić, do końca podjazdu przewaga dziewczyn utrzywymała się na stałym poziomie. Jednak gdzie było więcej zjazdów i płaskich odcinków, strata do uciekających się powiększała. Na kolejnej pętli dostałam informację, że dziewczyny mocno pracują i mają 4 minuty przewagi. Zrozumiałam, że nie jestem w stanie tego skasować. Pozostała walka o utrzymanie trzeciej pozycji open kobiet i wygranie kategorii.
Dotarcie do krawędzi
Goniłam tak samotnie do drugiej Pitoniówki, najsztywniejszego podjazdu na rundzie. Tam już zaczynałam słabnąć, przełożenia w moim rowerze okazały się zbyt twarde na te podjazdy i przez to sprawiały mi coraz większą trudność, a ból w nogach stawał się nie do zniesienia. Wiedziałam, że mam jeszcze jakieś 40 km do końca. Ale czekał mnie dłuższy zjazd przed ostatnią wspinaczką pod Bachledówkę, zjazd i kolejny długi podjazd do mety. Niestety nie pozbierałam się, siły nie wróciły, zaczęłam tracić kontakt z wyścigiem, z trasą, z rowerem. Siłą woli zdobywałam kolejne obroty korby, z wizją, że ostatnia ściana przed bufetem na Bachledówce będzie zdobywana z buta, a tam położę się i zostanę.
Anioł
Mniej więcej w tym samym momencie, w którym widziałam swój upadek, pojawiła się Angela. Chyba spadła mi z nieba. Kiedy zobaczyła mnie w tym opłakanym stanie, powiedziała coś w stylu „Zostań ze mną, nie spadnij z koła, damy radę. Nie zostawię Cię”. Nie byłam w stanie na to zareagować, ale coś spowodowało, że uczepiłam się tej dobrej duszy. Przez ostatnie kilometry jedyne co widziałam to Angelę. Podążałam za nią wiernie, pokonując okrutne skurcze i ogólną niemoc. Dojechałyśmy na metę razem, trzymając się za ręce.
Dzięki przyjaciółce dałam radę pokonać największy kryzys w całej mojej karierze. Nie poddałam się i ostatecznie wygrałam kategorię wiekową, zdobyłam 3 miejsce w klasyfikacji górskiej i na mecie pojawiłam się jako czwarta kobieta. Nikomu nie życzę, by tak cierpiał, jak ja wtedy, ale każdemu życzę, by spotkał na swojej drodze osoby o tak wielkim sercu i potrafił to docenić.
Głęboki oddech
Tatra Road Race dla mnie była jednocześnie lekcją pokory, dotarciem do ściany i zapoznaniem z krawędzią. Była też dla mnie jedną z najpiękniejszych chwil w mojej karierze sportowej. Cieszę się, że mogłam doświadczyć każdej sekundy tego wyścigu. Lekcja odrobiona. Wrócę mądrzejsza i silniejsza.
About the Author: Trek
Nasza misja: tworzymy tylko produkty, które kochamy, oferujemy wyśmienitą obsługę oraz gościnność i zmieniamy świat na lepszy namawiając ludzi na przesiadkę na rower.