RAAM – wziąć byka za rogi cz. 1 Cześć, nazywam się Marek Rupinski i chciałbym podzielić się z wami historią mojego startu w wyścigu Race Across America. Moja historia udowadnia, że warto marzyć i mieć wysoko postawiony cel, bo marzenia można spełniać w każdym wieku!

RAAM – wziąć byka za rogi cz. 1 Cześć, nazywam się Marek Rupinski i chciałbym podzielić się z wami historią mojego startu w wyścigu Race Across America. Moja historia udowadnia, że warto marzyć i mieć wysoko postawiony cel, bo marzenia można spełniać w każdym wieku!

RAAM – wziąć byka za rogi cz. 1 Cześć, nazywam się Marek Rupinski i chciałbym podzielić się z wami historią mojego startu w wyścigu Race Across America. Moja historia udowadnia, że warto marzyć i mieć wysoko postawiony cel, bo marzenia można spełniać w każdym wieku!

SKROMNE POCZĄTKI

 

Swój pierwszy szosowy rower kupiłem mając skończone czterdzieśdwa lata. Nie miałem zielonego pojęcia, że oto zaczyna się przygoda, która odmieni moje życie, a rower stanie się jego nieodzowną częścią. W sumie, to kolarski świat odkrywał się przede mną, jego siermiężne i hardcorowe odmiany pozostawały wciąż w poza wszelki wyobrażeniem. Nie wiedziałem wtedy też nic na temat kolarskich ultramaratonów, a co dopiero o wyścigu przez USA. Ale to, jak się okazało, szybko uległo zmianie i już w 2022 r. po przejechaniu 3600 km non stop stałem na najwyższym stopniu podium Race Around Poland, wyścigu dookoła Polski. Wkrótce po wyścigu w mojej skrzynce pocztowej znalazłem list kwalifikacyjny i zaproszenie na wyścig w poprzek Stanów Zjednoczych Ameryki Północnej, 4800 km jazdy non stop przez amerykę. Kultowy, o czym już wiedziałem, RAAM.

1/2
2/2

PRZYGOTOWANIA

 

Prawie rok intensywnych treningów i przygotowań minął jak jeden dzień! Dzięki życzliwości bardzo wielu osób, sponsorów i instytucji udało się zapiąć wszystko na ostatni guzik i na początku czerwca wraz z moim 5 osobowym Teamem wyruszyć do Ameryki. Po przeanalizowaniu forów internetowych, oraz po rozmowach z byłymi uczestnikami RAAM zrozumiałem, że aby dobrze przygotować się do wyścigu, zaaklimatyzować się do innych warunków atmosferycznych i zmiany czasu, muszę polecieć do Ameryki przynajmniej 10 dni przed startem. Idealnym miejscem na obóz przygotowawczy okazało się Palm Springs, miasteczko położone w pustynnej strefie klimatycznej otoczone górami skalistymi. Dzięki tej lokalizacji mogłem trenować na pustyni i w górach, gdzie temperatury w ciągu dnia przekraczały 40 stopni, a przewyższenia wynosiły ponad 2000 m. W ramach treningów przygotowawczych w słonecznej i upalnej Kalifornii udało mi się wykręcić ponad 800 km, z sumą przewyższeń około 9 tys. m.

 

Wybór Palm Springs jako obozu przygotowawczego był strzełem w dziesiątkę – mogłem solidnie przygotować się do startu. 

 

Te dodatkowe dni przed startem dały mi i mojemu zespołowi wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się i dokładne przeanalizowanie regulaminu wyścigu oraz przebiegu całej trasy zawartych w ponad 200-stu stronicowej książce wyścigu, którą otrzymuje każdy z Teamów. Nie chcieliśmy, nie mogliśmy niczego przeoczyć.

KALIFORNIA – ARIZONA

 

Start Race Across America zaplanowano na 13 czerwca 2023r. Od momentu zakupu mojego pierwszego roweru szosowego minęło sześć lat a ja stałem na linii startu RAAM w Kalifornii przy plaży w Oceanside wśród ultrakolarzy z całego świata gotowy do zmierzenia się z największym wyścigiem ultra. Sama nominacja to dla kolarza ogromny sukces i wyróżnienie, zdobycie jej i możliwość startu można uzyskać tylko po ukończeniu jednego z trzydziestu kilku wyścigów na świecie. Dla wielu RAAM to wyścig do którego podchodzą kolejny raz z marzeniem, żeby go w końcu ukończyć. Inni, którym już udało się przejechać ten dystans, chcą poprawić swój rezultat. Ja, jako debiutant przede wszystkim chciałem go ukończyć, choć nie ukrywam, że aspiracje jak przed każdym wyścigiem miałem ogromne.

Na starcie stawiło się około 100 zawodników startujących w rożnych kategoriach, do tego zawodnicy biorący udział w Race Across West 1500km z Oceanside do Durango. Atmosfera wśród zawodników była bardzo podniosła i przyjacielska, a mój Team wymieniał się telefonami z innymi ekipami. Wystartowałem o godzinie 12:56 z numerem startowym 681 – ten numer będę już miał zawsze przy każdym starcie w RAAM.  Pierwsze kilka kilometrów każdy z zawodników jechał w eskorcie policjanta na motocyklu. Potem kolejne dziesięć kilometrów, do granic miasta obowiązywał zakaz wyprzedzania innych kolarzy.  Dalej już zaczęło się prawdziwe ściganie! Samochody techniczne wszystkich zawodników mogły dołączyć się do kolarzy około 40km od startu, natomiast kampery czekały w Borego Springs czyli po około 130km.

Od samego początku zaczęły się góry i wspinaczka. Po 120 km i wjechaniu na wysokość 1287m trzeba było pokonać stromy i wymagający zjazd „The Glass Elevator” do Borego Springs. Widoki niesamowite i zapierały dech w piersi, ale trzeb siębyło mieć na baczności. W tym miejscu bardzo często dochodziło do wypadków powodowanych w dużej mierze przez wiatr i prędkość – zawodnicy osiągają tutaj ogromne prędkości (Moja prędkość na tym zjeździe dochodziła do 85km/h) na krętej drodze, a powiewy bocznego wiatru są bardzo silne i jeden taki „fałszywy” podmuch mógł spowodować sporą kolizję. Około 240km od startu przejechaliśmy największą depresję na naszej trasie przy „Salton Sea” – okolo 60 m poniżej poziomu morza, aby zacząć nieuknioną wspinaczkę już w stanie Arizona. Przez pierwsze 22 godziny wyścigu pokonałem 670 km i kilka tysięcy metrów przewyższeń ze średnią prędkością ponad 30 km/h. Dzięki temu bylem pierwszy i mój plan, który zakładał mocną jazdę od startu był realizowany. W środę 14 czerwca po południu z powodu zmęczenia i żaru lejącego się z nieba, zdecydowaliśmy się na pierwszy 2 godzinny postój. Po krótkim odpoczynku, pozytywnie nastawieni ruszyliśmy dalej. Niestety moje plany, aby jechać cały czas z przodu i w miarę możliwości kontrolować wyścig po około 1000km zostały pokrzyżowane….

1/2
2/2

ARIZONA -UTAH- COLORADO

 

Po przejechaniu Kalifornii dotarliśmy do Arizony. Do tej pory, mimo ogromnego zmęczenia i problemów żołądkowych na pustyni Mojave, byłem zadowolony z wyniku . Wszystko przebiegało pomyślnie, do czasu… Podczas drugiej nocy wyścigu, wjeżdżając na  Flag Staff (2100m.n.p.m) dostaliśmy informację od organizatorów, że przed nami jest pożar, wobec czego wszyscy zawodnicy zmuszeni byli do zatrzymania się. Każdy z uczestników musiał przemieścić się  swoim autem technicznym do wskazanego punktu kontrolnego. Dla mnie ta sytuacja była totalnym zaskoczeniem, ponieważ ja i Japończyk Yusuke zostaliśmy cofnięci do punktu kontrolnego, a reszta zawodników, która nie zaliczyła jeszcze tego podjazdu,  została do tego punktu podwieziona. W rezultacie tych posunięć spadłem z pierwszego miejsca na dziesiąte!

W tym momencie ogromnie zmęczenie i frustracja spowodowały, że straciłem motywację do walki  o najwyższe miejsce. Pomyślałem wtedy, że samo ukończenie wyścigu, nie ważne już na jakiej pozycji, będzie ogromnym sukcesem.

Jednak po kilku godzinach dalszej jazdy, chęć do rywalizacji powróciła . Zacząłem odrabiać straty i przesuwać się do przodu w generalnej klasyfikacji . Mijałem kolejnych zawodników, m. in. z równolegle rozgrywanego wyścigu Race Across The West. Jednym z nich był brazylijczyk z którym w trakcie jazdy zjedliśmy wspólnie kilka kawałków arbuza i wymieniliśmy kilka zdań. Powiedział mi wtedy, że obserwował mnie w wcześniej na stravie i według niego jestem jednym z faworytów. Był to dla mnie  ogromny zastrzyk motywacji i dało mi to mocnego kopa do dalszej jazdy. W trakcie drugiej nocy od rozpoczęcia wyścigu, gdy miałem już za sobą 1500km , postanowiliśmy  z teamem  zatrzymać się na krótki odpoczynek i sen. Poprzedni dzień był mega wyczerpujący.

Kolejny stan z którym miałem się zmierzyć, to Utah i widoki przepięknych dzikich mustangów, które kilka razy przebiegły mi przez drogę. Z tą niesamowitą sceną zawsze będzie kojarzyła mi się muzyka, którą miąłem w słuchawkach –  George Martin – „A Horse with No Name”. Facet, który napisał ten tekst, pewnie jechał RAAM. Posłuchajcie  koniecznie! Przejeżdżając przez Utah organizatorzy ostrzegali jeszcze przed innymi „atrakcjami” , m.in dzikimi, atakującymi psami i  nieostrożnymi,  pijanymi  kierowcami. Pierwsze dni od startu to temperatury, które sięgały blisko 45 stopni C, natomiast po przejechaniu części Utah i dotarciu do Durango w Kolorado, temperatura spadła do poziomu zero. Przejeżdżając takie odległości, dynamiczne zmiany stref klimatycznych i warunków atmosferycznych to w zasadzie część codzienności, o czym mieliśmy się przekonać już wkrótce.

 

PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ

Madone SLR 2022

Nasz najszybszy wyścigowy rower szosowy w historii

Z historii wspaniałych osiągów wyłania się nowy wzorzec prędkości. Madone SLR siódmej generacji to nasz najszybszy i najlżejszy Madone z hamulcami tarczowymi w historii.
ZOBACZ MADONE SLR

About the Author: Trek

Nasza misja: tworzymy tylko produkty, które kochamy, oferujemy wyśmienitą obsługę oraz gościnność i zmieniamy świat na lepszy namawiając ludzi na przesiadkę na rower.